Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Róża Luksemburg. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Róża Luksemburg. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 grudnia 2018

Bez rewolucji nie byłoby Powstania - przypominamy wywiad na 100-lecie Powstania Wlkp.

Bez rewolucji nie byłoby Powstania
Z Jarosławem Urbańskim, pochodzącym z Gniezna socjologiem i członkiem OZZ Inicjatywa Pracownicza, rozmawia Kamila Kasprzak-Bartkowiak.

- Rocznice Powstania Wielkopolskiego są w naszym regionie w ostatnich latach dość hucznie obchodzonym świętem. Czy pamięć o tym "(nie)zapomnianym zwycięstwie", jak bywa nazywane to wydarzenie, nie jest czasem zbyt jednowymiarowa, także w kontekście "polityki historycznej"?
- Trudno w kilku zdaniach opisać wszystkie uproszczone interpretacje, bo jest ich wiele. Najważniejsze z nich abstrahują lub pomniejszają znaczenie wydarzeń poprzedzających Powstanie Wielkopolskie jak też tego co nastąpiło po nim. Sugeruje się, że Powstanie było naturalną konsekwencją oporu narodowego w Wielkopolsce, którego waga jest wyolbrzymiana. Tymczasem fundamentalne znaczenia miały wydarzenia w Niemczech i ostatecznie wybuch rewolucji w listopadzie 1918 roku. Zresztą wiele polskich środowisk teoretycznie opowiadających się za niepodległością Polski, w praktyce z rezerwą odnosiło się do walki zbrojnej, obawiając się postulatów socjalnych. Wreszcie, zakończenie Powstania zbiegło się czy nawet przeobraziło w przybierającą falę protestów pracowniczych. Wielkopolska stała się areną gwałtownych i krwawych zajść wewnętrznych, które wygasły dopiero w 1923 roku.
Powstania Wielkopolskiego nie można prosto wyodrębnić z szeregu zdarzeń go poprzedzających i następujących po nim, co często się czyni. Zarówno historiografia PRL-wska, jak też prawicowa, były nastawione silnie antyniemiecko i starały się nadto nie akcentować rewolucyjnej genezy powstania, żeby nie pomniejszać zasług polskich kombatantów. Po drugie prawicowi historycy starali się i starają nie łączyć powstania z późniejszymi walkami klasowymi oraz z faktem, że dla wielu robotników i robotnic odzyskanie niepodległości okazało się rozczarowaniem. Wywalczono 8-godzinny dzień pracy, układy zbiorowe pracy, prawa wyborcze, ale biły w oczy nierówności społeczne, istniejące przeżytki ustroju feudalnego, represje i terror władz polskich. Znaczenie sprzeciwu wielkopolskich robotników nie eksponowali też historycy w PRL-u z tego powodu, że w większości byli oni członkami związków i organizacji narodowych (Narodowe Stronnictwo Robotników i Zjednoczenie Zawodowe Polskie), a nie socjalistycznych. Prawica traktowała ich jak komunistów, a komuniści jak nacjonalistów.
Wszelkiego rodzaju obchody rocznicowe: rekonstrukcje, eventy czy tradycyjne akademie są więc ordynarnymi uproszczeniami. Nachalną indoktrynacją. Byłoby to jeszcze do zniesienia, gdyby równolegle toczyła się rzeczowa dyskusja publiczna na ten temat. Tymczasem politykom, a często nawet historykom wystarczy, że pokażą się przy tej okazji na chwilę w telewizji, serwując w krótkim ujęciu uproszczoną wersję naszych dziejów. 
 
- Historyk Antoni Czubiński na którego powołujesz się w swoim opracowaniu o Powstaniu, pisał: „gdyby nie wybuch rewolucji w Niemczech, powstanie [wielkopolskie] nie mogłoby w ogóle dojść do skutku". Dlaczego ta rewolucja okazała się tak ważna?
- Ponieważ, po pierwsze głównie oznaczała wzrost nastrojów rewindykacyjnych, domagających się zakończenia wojny i zmian socjalnych, ale też zmian w relacjach narodowościowych. Po drugie i najważniejsze, faktycznie doprowadziła do rozpadu ówczesnej władzy oraz powstania rad żołnierskich i robotniczych, które przejęły władzę także w Wielkopolsce. W naszym regionie miały one mieszany skład narodowościowy i często dominowali w nich Polacy, co ułatwiło im zdobycie władzy, którą zostali niejako obdarowani przez niemiecką rewolucję. Dopiero potem, kiedy w Niemczech zwyciężały nastroje reakcyjne i nacjonalistyczne oraz kiedy zaczęto mordować nie tylko działaczy radykalnej lewicy (np. w styczniu 1919 roku Różę Luksemburg i Karola Liebknechta), ale też osoby pokroju Hansa Paasche, pacyfisty i wegetarianina, zabitego w maju 1920 roku w swoim majątku pod Krzyżem, okazało się, że Powstanie było niezbędne dla odzyskania pełni swobód narodowych w obrębie byłego zaboru niemieckiego.

- Jak zatem przed samym Powstaniem kształtowało się klasowo i politycznie wielkopolskie społeczeństwo i jakie działania podejmowały poszczególne strony?
- Po pierwsze, byli to właściciele ziemscy, których spora część opowiadała się za zachowaniem status quo i odnosiła sceptycznie do haseł niepodległościowych. Przez długi czas ci ziemianie politycznie dominowali i w Wielkopolsce spełniali rolę burżuazji. Wiązało się to ze specyficznym charakterem ówczesnej wielkopolskiej gospodarki, nastawionej na produkcję rolną.
Po drugie – chłopstwo. W wyniku długotrwałego procesu uwłaszczania (od 1823 do ok. 1860), bowiem niewielki odsetek gospodarstw rolnych stanowiły te, które mogły się samodzielnie utrzymać. Natomiast większość na wsiach to byli robotnicy rolni bez ziemi lub posiadający tylko niewielkie areały, więc zmuszeni do najmowania się do prac w folwarkach i istniejących przy nich zakładach: browarach, słodowniach, cukrowniach, garbarniach itd. Zakłady te w większości należały do ziemian.
Po trzecie, na tej bazie zaczął wyodrębniać się proletariat wiejski. Bo typowi robotnicy wielkoprzemysłowi stanowili jednak w Wielkopolsce niewielką grupę i najczęściej zatrudnioną także w zakładach produkujących na rzecz rolnictwa ulokowanych w większych miastach, np. w Poznaniu w zakładach Cegielskiego produkujących wtedy maszyny i urządzenia rolnicze, czy Milcha wytwarzających nawozy sztuczne.
Cztery: drobnomieszczaństwo składające się z rzemieślników, kupców i inteligencji. Dość liczne jak na warunki ówczesnych ziem polskich, ale słabe ekonomicznie. Jednak stało się bazą Narodowej Demokracji i politycznie dominowało w okresie wybuchu powstania, a potem w dwudziestoleciu międzywojennym i nie miało żadnej społeczno-politycznej przeciwwagi. Ziemiaństwo zaś schodziło ze sceny historii, a wielkopolscy robotnicy byli przed 1918 rokiem rozproszeni (brak centrów przemysłowych) i niezorganizowani, co było też efektem pewnych feudalnych reliktów, np. obowiązywania „ordynacji czeladnej” zakazującej strajków i zakładania związków zawodowych pracownikom rolnym.
Pomimo, że endecja uważała, iż „prawdziwy patriotyzm nie może mieć na względzie interesów jednej tylko klasy, ale dobro całego narodu” (Roman Dmowski, „Nasz patriotyzm”) i głosiła koncepcję solidaryzmu społecznego, to jej nacjonalizm oraz polityka sprzyjała obronie interesów drobnych i wielkich właścicieli. Robiła więc wszystko, włącznie z użyciem przemocy, aby władza na prowincji nie wymknęła się jej z rąk. Początkowo wynik powstania - międzynarodowe uznanie Wielkopolski za część państwa Polskiego, a z drugiej strony zachowanie jeszcze względnej odrębności terytorialnej i politycznej regionu - był dla endecji korzystny. Zakończenie powstańczej walki zbrojnej pod koniec czerwca 1919 roku nie oznaczało jednak końca walk społecznych zarówno na gruncie socjalnym, jak i politycznym. O prawa upomnieli się robotnicy, w tym robotnicy rolni budując największy w II RP związek zawodowy – Zjednoczenie Zawodowe Polskie (ZZP). Wielkopolska była jego bastionem. 
 
- Oprócz racji endeckiej prawicy, które zdają się dominować także w obecnej recepcji Powstania, rok 1918 i lata następne to też znaczące walki o prawa pracownicze i socjalne. Przypomnij może związane z tym wydarzenia...
- Po części już o nich mówiłem. Najbardziej dramatyczna sytuacja miała miejsce na wsi, wśród właśnie robotników rolnych, którzy wcześniej byli kompletnie ignorowani. Warunki pracy i życia były fatalne. Rewelacyjnie opowiada o tym w pierwszych rozdziałach książki: „Życiorysie własnym robotnika” Jakub Wojciechowski, syn robotników rolnych spod Gostynia. W okresie od końca 1918 przez 1919 rok do ZZP przystąpiło ponad 100 tysięcy pracowników i rozpoczęła się walka głównie o wprowadzenie układów zbiorowych pracy. Endeckie władze, podobnie jak ziemiaństwo i Kościół katolicki, zareagowały bardzo gwałtownie. Potępiano ich z ambon i wysyłano wojsko, któremu rozkazano spacyfikować protest. Ze strajkującymi i demonstrującymi robotnikami obchodzono się brutalnie. Były ofiary śmiertelne, ranni, pobicia. Wiele osób trafiło do więzienia. Druga strona nie była dłużna. Ogłaszano czarne, dzikie strajki i bezwzględnie zwalczono łamistrajków.
Z protestów robotniczych zaś w mieście największym echem odbiły się wydarzenia z dnia 26 kwietnia 1920 roku, kiedy na rozkaz władz endeckich policja strzelała w Poznaniu do protestujących pracowników kolei. Padło 9 zabitych, nota bene tyle samo co w grudniu 1981 roku w kopalni Wujek. Wybuchły zamieszki. Wprowadzono stan wyjątkowy. Protesty pracowników w wielkopolskich miastach trwały jednak nadal, a kilkakrotnie ogłaszano strajki generalne. Dodatkowo Narodowe Stronnictwo Robotników (później Narodowa Partia Robotnicza) sprzeciwiając się polityce niektórych kół dążących do zachowania przez Wielkopolskę autonomii organizowało wielotysięczne wiece, które często kończyły się zamieszkami. Jeżeli do tego dołączymy wystąpienia bezrobotnych, to jak widać odzyskaniu niepodległości w Wielkopolsce nie towarzyszyło wcale święto czy narodowa jednomyślność, ale gwałtowna, często brutalna walka socjalna i polityczna.

- Podsumowując, Powstanie Wielkopolskie niekoniecznie dla wszystkich było zwycięskie, a część społeczeństwa wręcz rozczarowało...
Wiele nadziei zostało zawiedzionych. Najpierw kryzys z początku lat 20. XX wieku (hiperinflacja), a potem światowy krach w 1929, sprawiły, że warunki ekonomiczne były ciężkie i uderzały głównie w pracowników. Elity polityczne, drobnomieszczaństwo i ziemiaństwo broniło swoich klasowych interesów i nie zważało na koszty społeczne. W takich okolicznościach w Wielkopolsce niektórzy z sentymentem zaczęli wspominać okres zaborów. Rodziła się też pokusa wprowadzenia rozwiązań autorytarnych. Endecja, ci sami ludzie, zwłaszcza ówczesna młodzież, która walczyła w Powstaniu, z podziwem zaczęła patrzeć na to, co dzieje się we Włoszech, gdzie walki społeczne z pierwszych lat po I wojnie światowej ostatecznie doprowadziły do przejęcia władzy przez Mussoliniego. I choć ubiegła ich lewica piłsudczykowska przeprowadzając w maju 1926 roku przewrót, to zaraz potem jednak odżegnała się od swoich ideologicznych korzeni.

Jarosław Urbański
Źródło: Wywiad pierwotnie ukazał się na łamach tygodnika "Przemiany na Szlaku Piastowskim", nr 1, 4 stycznia 2013 r.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Róża Luksemburg, a sprawa polska w 1901 roku

Tym razem cofamy się do 1901 roku i poniżej publikujemy wywiad z Różą Luksemburg, który ukazał się w endeckim "Kurierze Poznańskim". Rozmowę ze znaną działaczką socjalistyczną polecamy szczególnie tym, którzy zarzucają jej "zajadłą antypolskość", bo sprawa dotyczy właśnie jej obrony... katechizmu polskiego za którą skazał ją sąd pruski nakładając na nią karę pieniężną. Co ciekawe, dla poznańskiej prawicy cała sprawa jak i postać kobiety okazała się na tyle ważna, że redaktor "Kuriera.." złapał swoją rozmówczynię w Hotelu Francuskim, a jej popularność porównywano ze sławą lidera PPS Ignacego Daszyńskiego.

"Pani Luxemburg, osoba jeszcze młoda, o rysach twarzy energicznych, przyjmuje wszystkich nader uprzejmie. Przedstawiamy się jej, proszę po niemiecku o kilka chwil rozmowy.
- Ależ najchętniej służę Panu - odpowiada pani L. czystą i płynną polszczyzną z akcentem warszawskim.
Widać od razu, że język polski jest jej rodowitym. Rozpoczynamy zatem rozmowę po polsku.
- Jak się Pani zapatruje na swój proces obecny - zapytuję.
- My socyaliści nie boimy się procesów - brzmi odpowiedź. - A w sprawie polskiej zapewne niejeden jeszcze z pomiędzy nas stanie przed kratkami sądowemi. Stronnictwo jak nasze, walczące z obecnym ustrojem społecznym reprezentujące ideę do której gorąco i z całym zapałem jesteśmy przywiązani, musi być na to przygotowane.
- Więc socyaliści zamierzają nadal występować w sprawie polskiej?
- Stanowczo. Dziś mamy w parlamencie 56 posłów. Każde wybory z matematyczną pewnością zwiększają liczbę nie tylko naszych głosów wyborczych, ale i liczbę naszych reprezentantów. Zatem i przyszłe wybory zwiększą nasze szeregi w parlamencie. Dawniej zrażało nas od obrony Polaków  stanowisko waszych posłów w Berlinie, ich przymilania się do rządu, głosowania za wojskiem, marynarką itd. Dziś na posłów waszych mniej zważamy, a raczej na stanowisko całego narodu. Na wiecu mogunckim socyalistów, ja wniosłam rezolucyą stawiającą jako zasadę i obowiązek partyjny obronę spraw polskich.
- Jak wobec tego wytłumaczyć sobie występ Pani na ostatnim wiecu socyalistycznym w Lubece, na którym wystąpiła Pani przeciwko wnioskowi Ledebura i niektórych polskich socyalistów żądających narodowościowej organizacyi dla socyalistów polskich.
- Wystąpiłam przeciwko temu wnioskowi ponieważ nie chcę, by jakiś odłam socyalistów pod sztandarem polskim bronił Polaków, ale cała partya jako taka w imię sprawiedliwości. Przyszła sesya parlamentarna pokaże, że socyalisci z energią potrafią was bronić.
- Jak się Pani zapatruje na wybory Górnośląskie, w których przecież Pani wiadomo, że śląscy Polacy katolicy będą, o ile tu i ówdzie nie nastąpi kompromis z centrum, stawiać własnych, polskich, katolickich kandydatów. Czy będziecie tam z nimi walczyć?
- To zależy od okręgów, a zależy także od indywidualności stawianych kandydatów. Zasadniczo nie postanawiamy walki z wami. Wybieramy zawsze mniejsze zło z punktu widzenia naszego stronnictwa. Podczas kulturkampfu i nieraz później jeszcze popieraliśmy wybory centrum tam, gdzie przeciw centrum stał konserwatysta. Dziś gdy centrum tak blisko stoi rządu, w razie walki centrowca z narodowcem Polakiem, poprzemy oczywiście tego ostatniego. Chodzi tu o wybory ściślejsze, bo my przy wyborach pierwszych będziemy stawiać własnych kandydatów.
- Jakie okręgi na Górnym Śląsku uważa Pani za najbardziej wskazane dla agitacyi socyalistycznej?
- Bytomski, katowicki, gliwicki i w ogóle przemysłowe dystrykta. W Gliwicach mieliśmy np. przy ostatnich wyborach dość znaczną liczbę głosów. Razem na Górnym Śląsku głosowało 25000 polskich robotników za nami.
- Co Pani sądzi w ogóle o charakterystyce stronnictw parlamentarnych?
- Stronnictwa parlamentarne, a tak samo stronnictwa społeczne i polityczne w kraju chorują wszystkie z wyjątkiem naszego na jeden błąd kardynalny. Zaraz go Panu dokładnie określę. W waszych stronnictwach mniej lub więcej zachowawczych, decydują o znaczeniu ludzi najrozmaitsze względy, których u nas nie ma. Stanowisko, wiek, powaga tradycyi, urzędu, nazwisko, zasługi przodków lub nawet własne z dawniejszych czasów. Oto nieraz główne motywa dla których u was ludzi stawiają na świeczniku społecznym, dla których oddają temu lub owemu kierownictwo instytucyi społecznych lub politycznych. W waszych stronnictwach wartość zdania zależy często od tego kto je powiedział, a nie od tego co powiedział. Im znaczniejsza osobistość coś wygłosi, tem to dla waszych kół jest bardziej miarodawcze. U nas inaczej. U nas jedynym względem dla którego ludzie znaczą i decydują w partyi jest działalność, inteligencya, czysty pożytek, który partya odnieść z nich może. My ciągle wybieramy i przebieramy w materiale ludzi, którzy mają stać na czele. Dlatego nasza partya jest tak dobrze zorganizowana, dlatego też rośnie tak szybko z roku na rok.
- Czy Pani czytuje głosy prasy polskiej?
- Nie tylko, że czytuję, ale abonuję sama cały szereg waszych pism. Wiem wszystko co pisze o nas "Kuryer Poznański", interesujący się tak żywo sprawami społecznymi, jakkolwiek z zupełnie odmiennego jak nasze stanowiska.
Bylibyśmy dłużej jeszcze rozmawiali, ale czas naglił, a cały szereg innych gości oczekiwał przyjęcia. Pożegnawszy się zatem z Panią Luxemburg, skoczyłem co prędzej do redakcyi "Kuryera" by się z czytelnikami podzielić ciekawym interviewem."


Źródło: "Interview przedstawiciela redakcyi "Kuryera Pozn." z Panią Różą Luxemburg", cały artykuł w "Kurier Poznański", nr 442 z 28 września 1901 roku, s.1.