Kolejny rok i kolejne historyczne fakty, czyli tym razem
wracamy do pochodzącego z okolic Gniezna drugiego premiera II RP Jędrzeja Moraczewskiego. Człowiek ten, którego rząd wprowadził w życie wiele lewicowych i prospołecznych postulatów (praktycznie większość proponowanych już przez kilkudniowy Rząd Ludowy Ignacego Daszyńskiego), zwalczany był przez ówczesną prawicę, w tym endecję, która posuwała się wręcz do niegodnych czynów. Jednak teraz z nieco szerszej perspektywy o dokonaniach rządu Moraczewskiego okiem
Tomasza Borkowskiego:
Pamiętajmy o Moraczewskim
"
Rząd Moraczewskiego został zaprzysiężony 18 listopada. Skład i
program miał niemal identyczny jak rząd Daszyńskiego. Był nawet
określany, podobnie jak rząd Daszyńskiego, jako rząd ludowy,
robotniczo-chłopski.
Ten pierwszy realnie działał trzy dni, rząd
Moraczewskiego dwa miesiące. Przez te dwa miesiące, w skrajnie trudnych
warunkach, zdołał jednak zrealizować zaskakująco dużo punktów swojego
programu. Jest więc paradoksem, że lewica polska już od czasów
dwudziestolecia międzywojennego uroczyście czci pamięć rządu
Daszyńskiego, o rządzie Moraczewskiego wspomina jakby z zażenowaniem, a
sam Moraczewski jest postacią niemal zupełnie zapomnianą
. A szkoda, bo
był jednym z najciekawszych, choć zarazem kontrowersyjnych przywódców
polskiej lewicy. Źródłem tego paradoksu są wydarzenia 10 lat późniejsze.
Wtedy bowiem, w 1929 roku, Daszyński jako marszałek Sejmu wypowiedział
najważniejsze zdanie swojego życia: „Pod bagnetami, rewolwerami i
szablami Izby ustawodawczej nie otworzę” i wyłącznie siłą własnej woli
zmusił sprawującego dyktatorską władzę Piłsudskiego do wycofania z
gmachu sejmu grupy uzbrojonych oficerów. W tym czasie Moraczewski
próbował cywilizować dyktaturę, wnosząc do sanacyjnego rządu lewicową
wrażliwość i w ten sposób trwale wypisał się z najważniejszych kart
historii. Nie przestał jednak być człowiekiem lewicy, bo kiedy po
śmierci Marszałka główny nurt sanacji skręcił w ślad za endecją w stronę
faszyzmu, Moraczewski przeszedł do opozycji i patronował powstającemu w
Polsce ruchowi syndykalistycznemu.
W 1918 roku nikomu się jednak nie śniło, jak dalej potoczą się losy
bohaterów dramatycznych wydarzeń.
Pod władzą rządu Moraczewskiego
znalazła się cała dawna Kongresówka z wyjątkiem wciąż okupowanej przez
Niemców Suwalszczyzny, a po pewnym czasie także Galicja zachodnia i –
stopniowo odbijana z rąk Ukraińców – Galicja wschodnia. Rząd Niemiec
stał twardo na stanowisku, że do jakichkolwiek zmian terytorialnych może
dojść dopiero w wyniku konferencji pokojowej. Do czasu wybuchu
powstania wielkopolskiego pod koniec grudnia 1918 roku skutecznie zatem
blokował niepodległościowe aspiracje Polaków z zaboru pruskiego. Na
wschód od Polski stacjonowało zresztą 300 tys. żołnierzy niemieckich,
zdemoralizowana armia okupacyjna pragnąca powrotu do domu. Ich
niekontrolowany powrót głównymi szlakami komunikacyjnymi przez Warszawę i
Kraków skończyłby się katastrofą – masowymi rabunkami i gwałtami na
ludności cywilnej, a w konsekwencji konfrontacją z siłami polskimi.
Pierwszoplanowym zadaniem rządu Moraczewskiego stało się więc
rozwiązanie tego problemu. Nawiązano stosunki dyplomatyczne z Niemcami i
uzgodniono transport żołnierzy niemieckich wyłącznie przez Podlasie do
Prus wschodnich. Równocześnie załatwiono zwolnienie przez Niemców jeńców
rosyjskich narodowości polskiej i organizację transportu na wschód
pozostałych jeńców rosyjskich.
Rozwiązanie tych problemów przyniosło jednak kłopotliwe konsekwencje.
Niemcy były jedynym państwem uznającym rząd polski. Uznanie rządu przez
aliantów zachodnich było zaś skutecznie blokowane przez Dmowskiego i
Komitet Narodowy Polski w Paryżu. Endecji udało się zmonopolizować
kontakty z rządami zachodnimi i przedstawiać tam Piłsudskiego jako
niemal bolszewika, a równocześnie niemieckiego agenta (wszak przez
większą część wojny walczył po stronie państw centralnych). Utrzymywanie
stosunków dyplomatycznych między Polską a Niemcami tylko wzmacniało tą
narrację. Dlatego rząd Moraczewskiego w końcu je zerwał pod pretekstem,
że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa ambasadzie niemieckiej.
Endecy codziennie organizowali tam antyniemieckie demonstracje, a raz
tłum wdarł się do środka niszcząc wyposażenie obiektu.
Rząd
Moraczewskiego zmagał się poza tym z problemami aprowizacji ludności w
kraju zupełnie wyniszczonym przez wojnę, transportu – przez ziemie
polskie przemieszczało się dwa miliony ludzi, którzy po zakończeniu
działań wojennych wracali do swoich domów, szerzącego się bandytyzmu,
rozsypania się odziedziczonej po zaborcach administracji, wreszcie
konieczności tworzenia armii. Mimo tych trudności nie zrezygnował jednak
z realizacji programu ogłoszonego wraz z zaprzysiężeniem. Moraczewski
napisał później:
„Manifest rządu ludowego wywołał oburzenie, nienawiść,
niechęć klas posiadających. Ale powitały go z zapałem milionowe rzesze
pracujące, które nie pozwoliły i nie pozwolą na to, aby Polska była
ostoją reakcji, aby stała się łupem warstw uprzywilejowanych”.
Demokracja i postęp społeczny
Już po pięciu dniach swojego istnienia rząd Moraczewskiego wydał
dekret o 8-godzinnym dniu pracy. Tydzień pracy miał odtąd 46 godzin, a
praca w godzinach nadliczbowych miała być osobno wynagradzana na
podstawie umów zawieranych za zgodą utworzonej przy tej okazji inspekcji
pracy, której zadaniem była kontrola warunków pracy i przestrzegania
przez przedsiębiorców prawa pracy. W zakładach pozostających pod
zarządem państwa wprowadzono wynagrodzenie minimalne. Ograniczono też do
wyjątkowych przypadków możliwość pracy w godzinach nocnych, w niedziele
i święta, a także ograniczono czas pracy w warunkach szkodliwych dla
zdrowia. Usankcjonowano prawnie działalność związków zawodowych i prawo
do strajku.
Rząd Moraczewskiego przyjął też dekret o ochronie lokatorów znacząco
ograniczający podnoszenie czynszów i możliwość eksmisji lokatorów
(całkowicie zakazano eksmisji bezrobotnych lokatorów z małych mieszkań).
Wprowadzono obowiązkowe ubezpieczenie robotników na wypadek choroby i
zorganizowano kasy chorych. Opracowano przepisy o ubezpieczeniach
wypadkowych i emerytalnych, zorganizowano państwowe pośrednictwo pracy i
wprowadzono zasiłki dla bezrobotnych.
Wynagrodzenia nauczycieli zrównano z wynagrodzeniami urzędników. Nie
udało się natomiast przed dymisją rządu wprowadzenie przepisów
oddzielających szkołę od Kościoła, a działania prowadzone w tym kierunku
wywołały zaciętą walkę kleru przeciwko rządowi.
Równocześnie z pracami nad skróceniem czasu pracy rząd Moraczewskiego
opracował ordynację wyborczą należącą do najbardziej demokratycznych w
ówczesnym świecie. Moraczewski pisał: „W ciągu pięciu dni ordynacja
sejmowa była gotową. Nadano w niej prawo wyboru i wybieralności
wszystkim obywatelom bez różnicy płci, którzy ukończyli 21 rok życia. Po
raz pierwszy uznano w Polsce kobietę za równouprawnioną z mężczyzną.
Nadanie praw obywatelskich kobietom postawiło Polskę w rzędzie narodów
nowoczesnych i wyrównało wielowiekową krzywdę, wyrządzaną połowie narodu
polskiego. Ustawa postanawia, że głosowanie jest tajne, równe,
powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne”.
Później niż w Polsce kobiety uzyskały prawa wyborcze m.in. w USA, W.
Brytanii, Szwecji, Francji i we Włoszech. Jeżeli z czegoś możemy być
dumni jako Polacy na stulecie niepodległości, to nie z fałszywego mitu o
rzekomej jedności narodu, a z faktu, że Polska odrodziła się jako kraj
postępowy i demokratyczny, kraj gwarantujący swoim obywatelom prawa
socjalne i obywatelskie. Lewica polska musiała bronić praw uzyskanych w
pierwszych tygodniach niepodległości przez kolejne dziesięciolecia, a
niektórych musi bronić i dzisiaj.
Źródło: Fragment jest częścią tekstu Tomasza Borkowskiego pt. "Zabić, powiesić, poćwiartować - prawica wobec pierwszych rządów niepodległej Polski", który ukazał się na stronie www.krytykapolityczna.pl