Strony

czwartek, 31 grudnia 2020

Wierbiński we wspomnieniach bankowca Zygmunta Karpińskiego

O socjalistach biorących udział w Powstaniu Wielkopolskim pisaliśmy już wielokrotnie. Jednak tym razem dzięki książce bankowca Zygmunta Karpińskiego pt. „O Wielkopolsce, złocie i dalekich podróżach. Wspomnienia 1860-1960” trafiliśmy na kolejny historyczny unikat, czyli zdjęcie Rozporządzenia Rady Robotniczo-Żołnierskiej w Gnieźnie z 13 listopada 1918 r., gdzie jako pierwszy z 23 osób podpisanych na tym dokumencie, widnieje Stanisław Wierbiński. Samo rozporządzenie zaś informuje o obecnym składzie Rady i wydanych przez nią decyzjach.

Natomiast na osobną uwagę zasługuje przedstawienie sylwetki Wierbińskiego we wspomnieniach Karpińskiego, które różni się od tego co pisał o nim Antoni Czubiński czy Jerzy Topolski. Po afirmatywnej narracji Czubińskiego, który przedstawia naszego bohatera jako dość sprawnego działacza i rzetelnej dokumentacji Topolskiego – Karpiński patrzy na niego raczej przez endecki pryzmat zarzucając na jednym ze spotkań bezrefleksyjny odczyt „Manifestu Komunistycznego” oraz przytaczając głosy o jego braku wykształcenia. Nie były to jednak tak złośliwe spostrzeżenia jakie swego czasu publikowali o nim piszący do endeckiego „Lecha”.

Źródło: „O Wielkopolsce, złocie i dalekich podróżach” Zygmunt Karpiński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971r, s.133-134.

środa, 30 grudnia 2020

#Powstanie na 102 i powstaniec-socjalista Stanisław Wierbiński (całość bio)

 Jako, że ostatnie dni grudnia to co roku w naszym regionie, choć w ostatnich latach także w Warszawie, wspomnienie Powstania Wielkopolskiego – my również pamiętamy o tym ważnym i zwycięskim zrywie. Jak zawsze też staramy się przy tej okazji podkreślić społeczne i ekonomiczne wątki w Powstaniu, a nie wyłącznie niepodległościowe i militarne. Poza tym skupiamy się na postaciach i wydarzeniach z Gniezna, a z okazji setnej rocznicy tego wydarzenia wydaliśmy nawet specjalną gazetkę (tutaj link do jej elektronicznej wersji: https://issuu.com/poiu77/docs/ludowy)  

W tym roku więc jak zawsze przypominamy, że Powstanie to nie tylko narodowowyzwoleńcza walka, ale też bój o socjalną, demokratyczną i sprawiedliwą społecznie Polskę, który z jednej strony zainspirowała rewolucja w Niemczech, a z drugiej po trosze socjaldemokratyczne rządy premiera Jędrzeja Moraczewskiego. Natomiast wśród znanych nam lewicowych powstańców – jak zawsze pamiętamy o kolejarzu i radnym miejskim z ramienia PPS Franciszku Chojeckim, ale też kierującym lokalnymi strukturami PPS Stanisławie Wierbińskim. Tym bardziej, że niestety ten drugi po raz kolejny został pominięty w oficjalnej gnieźnieńskiej narracji. Dlatego też pragniemy zaznaczyć, że:

- Wierbiński brał udział w zajęciu gnieźnieńskich koszar, gdzie stacjonowali Niemcy – na równi z Zygmuntem Kittelem, Bolesławem Kasprowiczem, Zygmuntem Karpińskim czy Stefanem Żakiem po przybyciu do Gniezna sierżanta Piotra Walczaka. Następnie został wiceprzewodniczącym Rady Robotników i Żołnierzy w Gnieźnie.

- był aktywny już w 1905 roku na fali Rewolucji w Królestwie Polskim i Łodzi oraz próbował zorganizować akcję strajkową w Gnieźnie, gdzie odmówiło pracy ponad 1000 robotników z kilkudziesięciu zakładów pracy.

- reprezentował PPS zaboru pruskiego, natomiast po odzyskaniu niepodległości dostał się do Komitetu Wykonawczego PPS na województwa poznańskie i pomorskie, a potem do Rady Naczelnej partii.

- był tokarzem i mieszkał przy ul. Krzywe Koło w Gnieźnie oraz to u niego w mieszkaniu był składowany w latach 1919-21 "Tygodnik Ludowy".

- w październiku 1919 roku wraz z innymi lokalnymi działaczami, także prawicowymi, witał marszałka Józefa Piłsudskiego w grodzie Lecha.

- zmarł w 1922 roku.

 

Źródło: „Zarys historii ruchu robotniczego w Wielkopolsce”, praca zbiorowa pod redakcją Antoniego Czubińskiego, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1978 r., „Wybuch Powstania Wielkopolskiego w Gnieźnie”, tekst Michała Muraszko na portalu www.piastowskakorona.pl, „Gniezno: zarys dziejów” Jerzego Topolskiego, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1979 r., „Marszałek w Wielkopolsce”, tekst Artura Kijasa na portalu www.onet.pl

O udziale kobiet w powstaniu i jego (nie)przedstawianiu przez historyków

Poniżej, już po stuleciu Powstania Wielkopolskiego oraz uzyskaniu przez polskie kobiety praw wyborczych, publikujemy niestety jeszcze w wielu przypadkach aktualną analizę Zuzanny Górnikiewicz i Marcina Tomczaka - właśnie o udziale kobiet w Powstaniu oraz recepcji tego faktu przez historyków:

"Gdy myślimy o ważnych wydarzeniach z historii naszego kraju, zwykle przychodzą nam do głowy takie, które związane są z wojnami (powstaniami), z polityką. Nieco rzadziej myślimy choćby o osiągnięciach kulturalnych. Tak się złożyło, że w czasach minionych dominującą rolę w polityce, czy w wojsku odgrywali (i zwykle nadal ogrywają, choć sytuacja ta powoli się zmienia) mężczyźni. Decydowało (i decyduje) o tym to, co dziś nazywamy normami kulturowymi, czyli pewnymi respektowanymi przez dane społeczeństwo wzorcami, które zwykle są zastane i nie zawsze przez to uświadamiane. Stąd ludzka tendencja do uznawania czegoś, co uważa większość społeczeństwa (zwykle zdecydowana większość) za „naturalne” i obrona swych, przeważnie konserwatywnych poglądów, przy pomocy tego rodzaju argumentów. Dziś wiemy już, że zdecydowana większość stanów rzeczy, które uznawane były za „naturalne”, i wiele poglądów, to czysta konstrukcja, a więc przeciwieństwo „natury”. Jeszcze sto lat temu (a zdarza się, że także dziś) za „normalne”  i „naturalne” uchodziły stwierdzenia takie jak te, że kobiety są z natury mniej inteligentne, nieprzeznaczone do polityki, i w związku z tym powinny służyć mężczyznom jako słabsza i gorsza płeć.



Przechodząc do właściwego tematu, należy podkreślić, że właśnie ze względu na stan ówczesnej kultury kobietom zabraniano walki w powstaniu jako żołnierze (zwróćmy uwagę, że słowo „żołnierki” nawet nie do końca nam brzmi, co z kolei mówi wiele o nas). Z tych samych względów przeważnie nie były też polityczkami. Czy jednak udział w powstaniu musiał ograniczać się do pełnienia tych dwóch ról? A może zdarzały się wyjątki, czyli kobiety walczące na froncie i działające w polityce? Niestety nie wiemy o tym wiele, a do niedawna nie wiedzieliśmy prawie nic. Dlaczego? Okazuje się, że historycy i historyczki (ale przeważnie historycy, którzy zdecydowanie częściej piszą o powstaniu) wykluczają kobiety z narracji powielając stereotypy, które i tak rządziły ówczesną kulturą. Te stereotypy, na przełomie 1918 i 1919 roku, nie przeszkodziły  kobietom w służbie w powstaniu jako sanitariuszki, łączniczki, zwiadowczynie, organizatorki zaopatrzenia, fundatorki broni dla oddziałów, szwaczki sztandarów, a nawet, wyjątkowo, jako żołnierki i polityczki. Dzisiejsze stereotypy spowodowały jednak, że historycy nie uwzględniali udziału kobiet i ograniczali narrację do opisu męskich czynów. Takiej klasy badacze jak A. Czubiński czy M. Rezler, oraz inni autorzy najpopularniejszych książek o powstaniu, udziałowi kobiet poświęcali zwykle jedno-dwa zdania w książkach, które liczyły kilkaset stron. Przeciętny człowiek, zainteresowany powstaniem, sięgnąwszy do tej książki, nie dowie się o rzeczywistym udziale kobiet w powstaniu i prawdopodobnie nawet o nim nie pomyśli, skoro tak wielcy badacze go nie uwzględnili.

 
Nieco lepiej kształtują swoją narrację autorzy książek, które dotyczą udziału danego regionu, ziemi, w powstaniu – tutaj, chcąc możliwie najpełniej opisać udział miejscowej ludności w powstaniu, siłą rzeczy dostrzegają czasem kobiety. Swoistego przełomu dokonała dopiero Anna Barłóg, która jako pierwsza napisała książkę poświęconą w całości roli kobiet w powstaniu, zatytułowaną „Udział kobiet w Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919”. To właśnie z tej pozycji możemy dowiedzieć się o rozmaitych formach udziału kobiet w powstaniu, które to formy zostały już wyżej wspomniane. Trzeba jednak przyznać, że to, w jaki sposób kobiety brały udział w powstaniu, musi zostać przeanalizowane w sposób bardziej szczegółowy przez historyków, którzy powinni także uwzględniać te ustalenia w swych książkach dotyczących powstania. Nikt nie ma wątpliwości co do tego, że istnieją podstawy do tych badań w postaci źródeł historycznych. Źródła  tego rodzaju są niestety mniej liczne niż te, które dotyczą udziału mężczyzn w powstaniu, bowiem udziału kobiet nie rejestrowano tak skrupulatnie. Dysponujemy jednak np. wymieniającą kilkaset imion i nazwisk listą sanitariuszek PCK, czy nawet rozkazem ze stycznia 1918 roku, który, wskazując, iż takie sytuacje miały miejsce, zakazywał bezpośredniego wcielania kobiet do oddziałów zbrojnych. Materiały są więc dostępne, co ukazuje w swych badania także Grażyna Wyder, która analizuje uzasadnienia odznaczeń przyznanych kobietom w II RP i ustala tym samym ich rolę w powstaniu. Historycy (szczególnie płci męskiej) muszą się więc postarać jeśli chcą, by społeczeństwo wierzyło, iż dążą oni do przedstawiania minionej rzeczywistości bez jej zniekształcania. Warto wspomnieć o tym szczególnie ze względu na zbliżającą się setną rocznicę powstania, którą chcemy świętować jako całe społeczeństwo." 

Źródło: "O udziale kobiet w powstaniu i jego (nie)przedstawianiu przez historyków", tekst Zuzanny Górnikiewicz i Marcina Tomczaka, który swoją premierę miał w okolicznościowym wydaniu "Tygodnika Ludowego" z okazji 100-lecia Powstania Wielkopolskiego w 2018 roku, s.2.

środa, 12 lutego 2020

O rządzie Jędrzeja Moraczewskiego zanim zniszczyła go prawica - raz jeszcze!

Kolejny rok i kolejne historyczne fakty, czyli tym razem wracamy do pochodzącego z okolic Gniezna drugiego premiera II RP Jędrzeja Moraczewskiego. Człowiek ten, którego rząd wprowadził w życie wiele lewicowych i prospołecznych postulatów (praktycznie większość proponowanych już przez kilkudniowy Rząd Ludowy Ignacego Daszyńskiego), zwalczany był przez ówczesną prawicę, w tym endecję, która posuwała się wręcz do niegodnych czynów. Jednak teraz z nieco szerszej perspektywy o dokonaniach rządu Moraczewskiego okiem Tomasza Borkowskiego:

Pamiętajmy o Moraczewskim

"Rząd Moraczewskiego został zaprzysiężony 18 listopada. Skład i program miał niemal identyczny jak rząd Daszyńskiego. Był nawet określany, podobnie jak rząd Daszyńskiego, jako rząd ludowy, robotniczo-chłopski. Ten pierwszy realnie działał trzy dni, rząd Moraczewskiego dwa miesiące. Przez te dwa miesiące, w skrajnie trudnych warunkach, zdołał jednak zrealizować zaskakująco dużo punktów swojego programu. Jest więc paradoksem, że lewica polska już od czasów dwudziestolecia międzywojennego uroczyście czci pamięć rządu Daszyńskiego, o rządzie Moraczewskiego wspomina jakby z zażenowaniem, a sam Moraczewski jest postacią niemal zupełnie zapomnianą. A szkoda, bo był jednym z najciekawszych, choć zarazem kontrowersyjnych przywódców polskiej lewicy. Źródłem tego paradoksu są wydarzenia 10 lat późniejsze. Wtedy bowiem, w 1929 roku, Daszyński jako marszałek Sejmu wypowiedział najważniejsze zdanie swojego życia: „Pod bagnetami, rewolwerami i szablami Izby ustawodawczej nie otworzę” i wyłącznie siłą własnej woli zmusił sprawującego dyktatorską władzę Piłsudskiego do wycofania z gmachu sejmu grupy uzbrojonych oficerów. W tym czasie Moraczewski próbował cywilizować dyktaturę, wnosząc do sanacyjnego rządu lewicową wrażliwość i w ten sposób trwale wypisał się z najważniejszych kart historii. Nie przestał jednak być człowiekiem lewicy, bo kiedy po śmierci Marszałka główny nurt sanacji skręcił w ślad za endecją w stronę faszyzmu, Moraczewski przeszedł do opozycji i patronował powstającemu w Polsce ruchowi syndykalistycznemu.

W 1918 roku nikomu się jednak nie śniło, jak dalej potoczą się losy bohaterów dramatycznych wydarzeń. Pod władzą rządu Moraczewskiego znalazła się cała dawna Kongresówka z wyjątkiem wciąż okupowanej przez Niemców Suwalszczyzny, a po pewnym czasie także Galicja zachodnia i – stopniowo odbijana z rąk Ukraińców – Galicja wschodnia. Rząd Niemiec stał twardo na stanowisku, że do jakichkolwiek zmian terytorialnych może dojść dopiero w wyniku konferencji pokojowej. Do czasu wybuchu powstania wielkopolskiego pod koniec grudnia 1918 roku skutecznie zatem blokował niepodległościowe aspiracje Polaków z zaboru pruskiego. Na wschód od Polski stacjonowało zresztą 300 tys. żołnierzy niemieckich, zdemoralizowana armia okupacyjna pragnąca powrotu do domu. Ich niekontrolowany powrót głównymi szlakami komunikacyjnymi przez Warszawę i Kraków skończyłby się katastrofą – masowymi rabunkami i gwałtami na ludności cywilnej, a w konsekwencji konfrontacją z siłami polskimi. Pierwszoplanowym zadaniem rządu Moraczewskiego stało się więc rozwiązanie tego problemu. Nawiązano stosunki dyplomatyczne z Niemcami i uzgodniono transport żołnierzy niemieckich wyłącznie przez Podlasie do Prus wschodnich. Równocześnie załatwiono zwolnienie przez Niemców jeńców rosyjskich narodowości polskiej i organizację transportu na wschód pozostałych jeńców rosyjskich.

Rozwiązanie tych problemów przyniosło jednak kłopotliwe konsekwencje. Niemcy były jedynym państwem uznającym rząd polski. Uznanie rządu przez aliantów zachodnich było zaś skutecznie blokowane przez Dmowskiego i Komitet Narodowy Polski w Paryżu. Endecji udało się zmonopolizować kontakty z rządami zachodnimi i przedstawiać tam Piłsudskiego jako niemal bolszewika, a równocześnie niemieckiego agenta (wszak przez większą część wojny walczył po stronie państw centralnych). Utrzymywanie stosunków dyplomatycznych między Polską a Niemcami tylko wzmacniało tą narrację. Dlatego rząd Moraczewskiego w końcu je zerwał pod pretekstem, że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa ambasadzie niemieckiej. Endecy codziennie organizowali tam antyniemieckie demonstracje, a raz tłum wdarł się do środka niszcząc wyposażenie obiektu. Rząd Moraczewskiego zmagał się poza tym z problemami aprowizacji ludności w kraju zupełnie wyniszczonym przez wojnę, transportu – przez ziemie polskie przemieszczało się dwa miliony ludzi, którzy po zakończeniu działań wojennych wracali do swoich domów, szerzącego się bandytyzmu, rozsypania się odziedziczonej po zaborcach administracji, wreszcie konieczności tworzenia armii. Mimo tych trudności nie zrezygnował jednak z realizacji programu ogłoszonego wraz z zaprzysiężeniem. Moraczewski napisał później: „Manifest rządu ludowego wywołał oburzenie, nienawiść, niechęć klas posiadających. Ale powitały go z zapałem milionowe rzesze pracujące, które nie pozwoliły i nie pozwolą na to, aby Polska była ostoją reakcji, aby stała się łupem warstw uprzywilejowanych”.


Demokracja i postęp społeczny

Już po pięciu dniach swojego istnienia rząd Moraczewskiego wydał dekret o 8-godzinnym dniu pracy. Tydzień pracy miał odtąd 46 godzin, a praca w godzinach nadliczbowych miała być osobno wynagradzana na podstawie umów zawieranych za zgodą utworzonej przy tej okazji inspekcji pracy, której zadaniem była kontrola warunków pracy i przestrzegania przez przedsiębiorców prawa pracy. W zakładach pozostających pod zarządem państwa wprowadzono wynagrodzenie minimalne. Ograniczono też do wyjątkowych przypadków możliwość pracy w godzinach nocnych, w niedziele i święta, a także ograniczono czas pracy w warunkach szkodliwych dla zdrowia. Usankcjonowano prawnie działalność związków zawodowych i prawo do strajku.

Rząd Moraczewskiego przyjął też dekret o ochronie lokatorów znacząco ograniczający podnoszenie czynszów i możliwość eksmisji lokatorów (całkowicie zakazano eksmisji bezrobotnych lokatorów z małych mieszkań). Wprowadzono obowiązkowe ubezpieczenie robotników na wypadek choroby i zorganizowano kasy chorych. Opracowano przepisy o ubezpieczeniach wypadkowych i emerytalnych, zorganizowano państwowe pośrednictwo pracy i wprowadzono zasiłki dla bezrobotnych.
Wynagrodzenia nauczycieli zrównano z wynagrodzeniami urzędników. Nie udało się natomiast przed dymisją rządu wprowadzenie przepisów oddzielających szkołę od Kościoła, a działania prowadzone w tym kierunku wywołały zaciętą walkę kleru przeciwko rządowi.
Równocześnie z pracami nad skróceniem czasu pracy rząd Moraczewskiego opracował ordynację wyborczą należącą do najbardziej demokratycznych w ówczesnym świecie. Moraczewski pisał: „W ciągu pięciu dni ordynacja sejmowa była gotową. Nadano w niej prawo wyboru i wybieralności wszystkim obywatelom bez różnicy płci, którzy ukończyli 21 rok życia. Po raz pierwszy uznano w Polsce kobietę za równouprawnioną z mężczyzną. Nadanie praw obywatelskich kobietom postawiło Polskę w rzędzie narodów nowoczesnych i wyrównało wielowiekową krzywdę, wyrządzaną połowie narodu polskiego. Ustawa postanawia, że głosowanie jest tajne, równe, powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne”.
Później niż w Polsce kobiety uzyskały prawa wyborcze m.in. w USA, W. Brytanii, Szwecji, Francji i we Włoszech. Jeżeli z czegoś możemy być dumni jako Polacy na stulecie niepodległości, to nie z fałszywego mitu o rzekomej jedności narodu, a z faktu, że Polska odrodziła się jako kraj postępowy i demokratyczny, kraj gwarantujący swoim obywatelom prawa socjalne i obywatelskie. Lewica polska musiała bronić praw uzyskanych w pierwszych tygodniach niepodległości przez kolejne dziesięciolecia, a niektórych musi bronić i dzisiaj.

Źródło: Fragment jest częścią tekstu Tomasza Borkowskiego pt. "Zabić, powiesić, poćwiartować - prawica wobec pierwszych rządów niepodległej Polski", który ukazał się na stronie www.krytykapolityczna.pl