Strony

środa, 12 lutego 2020

O rządzie Jędrzeja Moraczewskiego zanim zniszczyła go prawica - raz jeszcze!

Kolejny rok i kolejne historyczne fakty, czyli tym razem wracamy do pochodzącego z okolic Gniezna drugiego premiera II RP Jędrzeja Moraczewskiego. Człowiek ten, którego rząd wprowadził w życie wiele lewicowych i prospołecznych postulatów (praktycznie większość proponowanych już przez kilkudniowy Rząd Ludowy Ignacego Daszyńskiego), zwalczany był przez ówczesną prawicę, w tym endecję, która posuwała się wręcz do niegodnych czynów. Jednak teraz z nieco szerszej perspektywy o dokonaniach rządu Moraczewskiego okiem Tomasza Borkowskiego:

Pamiętajmy o Moraczewskim

"Rząd Moraczewskiego został zaprzysiężony 18 listopada. Skład i program miał niemal identyczny jak rząd Daszyńskiego. Był nawet określany, podobnie jak rząd Daszyńskiego, jako rząd ludowy, robotniczo-chłopski. Ten pierwszy realnie działał trzy dni, rząd Moraczewskiego dwa miesiące. Przez te dwa miesiące, w skrajnie trudnych warunkach, zdołał jednak zrealizować zaskakująco dużo punktów swojego programu. Jest więc paradoksem, że lewica polska już od czasów dwudziestolecia międzywojennego uroczyście czci pamięć rządu Daszyńskiego, o rządzie Moraczewskiego wspomina jakby z zażenowaniem, a sam Moraczewski jest postacią niemal zupełnie zapomnianą. A szkoda, bo był jednym z najciekawszych, choć zarazem kontrowersyjnych przywódców polskiej lewicy. Źródłem tego paradoksu są wydarzenia 10 lat późniejsze. Wtedy bowiem, w 1929 roku, Daszyński jako marszałek Sejmu wypowiedział najważniejsze zdanie swojego życia: „Pod bagnetami, rewolwerami i szablami Izby ustawodawczej nie otworzę” i wyłącznie siłą własnej woli zmusił sprawującego dyktatorską władzę Piłsudskiego do wycofania z gmachu sejmu grupy uzbrojonych oficerów. W tym czasie Moraczewski próbował cywilizować dyktaturę, wnosząc do sanacyjnego rządu lewicową wrażliwość i w ten sposób trwale wypisał się z najważniejszych kart historii. Nie przestał jednak być człowiekiem lewicy, bo kiedy po śmierci Marszałka główny nurt sanacji skręcił w ślad za endecją w stronę faszyzmu, Moraczewski przeszedł do opozycji i patronował powstającemu w Polsce ruchowi syndykalistycznemu.

W 1918 roku nikomu się jednak nie śniło, jak dalej potoczą się losy bohaterów dramatycznych wydarzeń. Pod władzą rządu Moraczewskiego znalazła się cała dawna Kongresówka z wyjątkiem wciąż okupowanej przez Niemców Suwalszczyzny, a po pewnym czasie także Galicja zachodnia i – stopniowo odbijana z rąk Ukraińców – Galicja wschodnia. Rząd Niemiec stał twardo na stanowisku, że do jakichkolwiek zmian terytorialnych może dojść dopiero w wyniku konferencji pokojowej. Do czasu wybuchu powstania wielkopolskiego pod koniec grudnia 1918 roku skutecznie zatem blokował niepodległościowe aspiracje Polaków z zaboru pruskiego. Na wschód od Polski stacjonowało zresztą 300 tys. żołnierzy niemieckich, zdemoralizowana armia okupacyjna pragnąca powrotu do domu. Ich niekontrolowany powrót głównymi szlakami komunikacyjnymi przez Warszawę i Kraków skończyłby się katastrofą – masowymi rabunkami i gwałtami na ludności cywilnej, a w konsekwencji konfrontacją z siłami polskimi. Pierwszoplanowym zadaniem rządu Moraczewskiego stało się więc rozwiązanie tego problemu. Nawiązano stosunki dyplomatyczne z Niemcami i uzgodniono transport żołnierzy niemieckich wyłącznie przez Podlasie do Prus wschodnich. Równocześnie załatwiono zwolnienie przez Niemców jeńców rosyjskich narodowości polskiej i organizację transportu na wschód pozostałych jeńców rosyjskich.

Rozwiązanie tych problemów przyniosło jednak kłopotliwe konsekwencje. Niemcy były jedynym państwem uznającym rząd polski. Uznanie rządu przez aliantów zachodnich było zaś skutecznie blokowane przez Dmowskiego i Komitet Narodowy Polski w Paryżu. Endecji udało się zmonopolizować kontakty z rządami zachodnimi i przedstawiać tam Piłsudskiego jako niemal bolszewika, a równocześnie niemieckiego agenta (wszak przez większą część wojny walczył po stronie państw centralnych). Utrzymywanie stosunków dyplomatycznych między Polską a Niemcami tylko wzmacniało tą narrację. Dlatego rząd Moraczewskiego w końcu je zerwał pod pretekstem, że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa ambasadzie niemieckiej. Endecy codziennie organizowali tam antyniemieckie demonstracje, a raz tłum wdarł się do środka niszcząc wyposażenie obiektu. Rząd Moraczewskiego zmagał się poza tym z problemami aprowizacji ludności w kraju zupełnie wyniszczonym przez wojnę, transportu – przez ziemie polskie przemieszczało się dwa miliony ludzi, którzy po zakończeniu działań wojennych wracali do swoich domów, szerzącego się bandytyzmu, rozsypania się odziedziczonej po zaborcach administracji, wreszcie konieczności tworzenia armii. Mimo tych trudności nie zrezygnował jednak z realizacji programu ogłoszonego wraz z zaprzysiężeniem. Moraczewski napisał później: „Manifest rządu ludowego wywołał oburzenie, nienawiść, niechęć klas posiadających. Ale powitały go z zapałem milionowe rzesze pracujące, które nie pozwoliły i nie pozwolą na to, aby Polska była ostoją reakcji, aby stała się łupem warstw uprzywilejowanych”.


Demokracja i postęp społeczny

Już po pięciu dniach swojego istnienia rząd Moraczewskiego wydał dekret o 8-godzinnym dniu pracy. Tydzień pracy miał odtąd 46 godzin, a praca w godzinach nadliczbowych miała być osobno wynagradzana na podstawie umów zawieranych za zgodą utworzonej przy tej okazji inspekcji pracy, której zadaniem była kontrola warunków pracy i przestrzegania przez przedsiębiorców prawa pracy. W zakładach pozostających pod zarządem państwa wprowadzono wynagrodzenie minimalne. Ograniczono też do wyjątkowych przypadków możliwość pracy w godzinach nocnych, w niedziele i święta, a także ograniczono czas pracy w warunkach szkodliwych dla zdrowia. Usankcjonowano prawnie działalność związków zawodowych i prawo do strajku.

Rząd Moraczewskiego przyjął też dekret o ochronie lokatorów znacząco ograniczający podnoszenie czynszów i możliwość eksmisji lokatorów (całkowicie zakazano eksmisji bezrobotnych lokatorów z małych mieszkań). Wprowadzono obowiązkowe ubezpieczenie robotników na wypadek choroby i zorganizowano kasy chorych. Opracowano przepisy o ubezpieczeniach wypadkowych i emerytalnych, zorganizowano państwowe pośrednictwo pracy i wprowadzono zasiłki dla bezrobotnych.
Wynagrodzenia nauczycieli zrównano z wynagrodzeniami urzędników. Nie udało się natomiast przed dymisją rządu wprowadzenie przepisów oddzielających szkołę od Kościoła, a działania prowadzone w tym kierunku wywołały zaciętą walkę kleru przeciwko rządowi.
Równocześnie z pracami nad skróceniem czasu pracy rząd Moraczewskiego opracował ordynację wyborczą należącą do najbardziej demokratycznych w ówczesnym świecie. Moraczewski pisał: „W ciągu pięciu dni ordynacja sejmowa była gotową. Nadano w niej prawo wyboru i wybieralności wszystkim obywatelom bez różnicy płci, którzy ukończyli 21 rok życia. Po raz pierwszy uznano w Polsce kobietę za równouprawnioną z mężczyzną. Nadanie praw obywatelskich kobietom postawiło Polskę w rzędzie narodów nowoczesnych i wyrównało wielowiekową krzywdę, wyrządzaną połowie narodu polskiego. Ustawa postanawia, że głosowanie jest tajne, równe, powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne”.
Później niż w Polsce kobiety uzyskały prawa wyborcze m.in. w USA, W. Brytanii, Szwecji, Francji i we Włoszech. Jeżeli z czegoś możemy być dumni jako Polacy na stulecie niepodległości, to nie z fałszywego mitu o rzekomej jedności narodu, a z faktu, że Polska odrodziła się jako kraj postępowy i demokratyczny, kraj gwarantujący swoim obywatelom prawa socjalne i obywatelskie. Lewica polska musiała bronić praw uzyskanych w pierwszych tygodniach niepodległości przez kolejne dziesięciolecia, a niektórych musi bronić i dzisiaj.

Źródło: Fragment jest częścią tekstu Tomasza Borkowskiego pt. "Zabić, powiesić, poćwiartować - prawica wobec pierwszych rządów niepodległej Polski", który ukazał się na stronie www.krytykapolityczna.pl