Po informacjach dotyczących masakry demonstracji kolejarzy 26 kwietnia 1920 roku, które pojawiły się m.in. w "Robotniku" - udało nam się w końcu dotrzeć do relacji z tego wydarzenia w "Tygodniku Ludowym", która została utrwalona na stronie internetowej anarchistów z poznańskiego Rozbratu:
Artykuł "Zbrodnia" zamieszczony w "Tygodniku Ludowym", Poznań, 1920 nr 17,
"Dzień
26 kwietnia pozostanie czarnym dniem na kartach historii naszego
miasta, bo oto w dniu tym polała się krew bratnia na ulicach Poznania,
serdeczna krew naszych towarzyszy robotników, stających w obronie
słusznych swoich praw. Powód zajść i przebieg ich był następujący:
Pracownicy kolejowi w Poznaniu, już od szeregu miesięcy domagali
słusznie im się należących, bo przez Sejm uchwalonych dodatków
drożyźnianych. Zbyt długie przeciąganie tej sprawy wywołało zrozumiałe
zniecierpliwienie. Korzystając z bytności ministra kolei Bartna (1) w
Poznaniu, udała się w niedzielę 25 kwietnia delegacja kolejarzy do
tegoż, przedstawiając swoje żądania, które atoli ze względu na wyżej
wspomniany opór naszego dzielnicowego ministerium nie zostały w myśl
życzeń robotników uwzględnione. Gdy następnego dnia, tj. w poniedziałek
26 kwietnia rano, ogół pracowników kolejowych o tym się dowiedział,
wywołało to jeszcze większe wzburzenie i w rezultacie odruchowo wszyscy
pracownicy warsztatowi, a za nimi i w ruchu, porzucili pracę i w
manifestacyjnym pochodzie w liczbie około 3000 ludzi udali się przed
Zamek, chcąc zadokumentować, że za stawionymi żądaniami stoi twardo cały
ogół pracowników.
Pan minister Seyda (2) przyjął delegację,
która prosiła go, ażeby wobec wielkiego wzburzenia zebranych na
dziedzińcu zamkowym robotników zechciał bodaj z balkonu słów parę do
nich przemówić, któremu tę żądaniu atoli p. minister odmówił. Przyrzekł
jedynie przyjęcie o godz. 1 w poł[udnie] delegacji, celem wszczęcia na
nowo przerwanych wczoraj rokowań.
Tym małym zupełnie ustępstwem
zadowolili się na razie robotnicy i udali się z powrotem do warsztatów,
postanowiwszy odczekać wyniku pertraktacji, dając tym samym dowód
wysokiej subordynacji organizacyjnej i rozważnego traktowania sprawy.
Zamówiona przez p. Seydę delegacja atoli wyczekiwała daremnie na
przyjęcie, co gdy ogół przez specjalnego posłańca się dowiedział
wywołało zrozumiałe rozgoryczenie i spowodowało ponowny pochód pod
Zamek. Na tę chwilę, zdaje się, władze wyczekiwały, właśnie wtenczas,
bowiem dopiero przyjęto delegację robotniczą i zaczęto z nią
pertraktować po to, ażeby żądania robotników przyjąć, ale dopiero
wówczas, gdy na ulicy rozległy się pierwsze strzały.
Ponownemu
pochodowi kolejarzy przeciwstawił się bowiem tuż przed zamkiem silny
oddział policji uzbrojony w karabiny, pod osobistym dowództwem p.
prezydenta policji, Rzepeckiego (3), W pewnym momencie, gdy tłum zbyt
nacierał, pragnąc się dostać na dziedziniec zamkowy [...] (4)
W pierwszym momencie tłum cofnął się przestraszony i rozproszony, a policja zaczęła zbierać ofiary [...] (4)
Gdy
atoli tłum ochłonął z tego pierwszego wrażenia i zaczął przyjmować
postawę coraz to groźniejszą, wówczas policja cofnęła się na dziedziniec
zamkowy i zamknąwszy bramy, oddzieliła się od tłumu żelaznym
ogrodzeniem, idącym wokół zamku. Tłum tymczasem rósł coraz to więcej, a
gdy ambulans sanitarny nadjechał po poległych, wówczas kolejarze wzięli
jednego z zabitych na mary i zanieśli wśród groźnych okrzyków przed
Zamek, skąd następnie ruszyli do miasta, demonstrując po drodze przed
prezydium policji, gdzie powybijano szyby. Wskutek powstałego zamętu, a
zwłaszcza zupełnego sparaliżowania jakiejkolwiek akcji ze strony
policji, większość której uwięzioną po prostu była na dziedzińcu
zamkowym, zaczęły naturalnie działać jak zwykle w takich, razach, różne
ciemne elementy, tak że sytuacja stawała sit z godziny na godzinę
groźniejsza. Wieczorem ogłoszono stan wyjątkowy, wojsko - zachowując się
dotąd biernie, uchwyciło sprawę w swoje ręce i zdołało w kilku
godzinach sytuację tak opanować, że następnego dnia już do żadnych
dalszych wykroczeń nie przyszło. Ogólna liczba zabitych wynosi 7,
rannych 10, podług dotychczasowego stwierdzenia.
Taki był mniej więcej przebieg stwierdzenia tych bolesnych wypadków poniedziałkowych. (...)
1) Kazimierz Bartel (1882 - 1941), profesor Politechniki Lwowskiej, polityk, w 1920 r. minister komunikacji.
2) Władysław Seyda (1863 -1939), prawnik, działacz endecji, "byłej Dzielnicy Pruskiej w latach 1919 - 1920.
3)
Karol Rzepecki {1865 -1931) działacz endecki, księgarz, publicysta. W
okresie tym pełnił obowiązki komisarza policji w Poznaniu (z
niemieckiego - prezydent policji). Po zajściach kwietniowych specjalny
Trybunał Administracyjny usprawiedliwił postępowanie Rzepeckiego, lecz
ogólnie oburzenie było tak wielkie, iż zarówno Rzepecki, jak i minister
Seyda musieli opuścić swe stanowiska.
4) Biała plama po konfiskacie.
Źródło: "Masakra demonstracji kolejarzy w Poznaniu - 26 kwietnia 1920 r.", tekst na portalu www.rozbrat.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz